Cookie Consent by Free Privacy Policy Generator
Ten tekst przeczytasz w: 12 min. 16 sek.

MOTION TRIO CZYLI GLOBALIZACJA AKORDEONU

TERAZ WIELE ZESPOŁÓW PRZYZNAJE, ŻE ZACZYNAŁO KARIERĘ NA ULICY - MÓWI JANUSZ. - TO MODNE.

Niektórzy dorabiają do tego filozofię - dwa razy wyszli na ulicę i uważają się za "streetowy band" ...Motion Trio to zespół akordeonowy: lider Janusz Wojtarowicz (Jasiek), Marcin Gałażyn (Rudy) i Paweł Baranek (Dzidek). Grają razem od 1996 roku. Mieszkają w Krakowie. Nagrali cztery płyty: "Cry" (1999), "Pictures From The Street" (1999), "Play Station" (2001), "Live In Vienna Sacrum & Profanum" (2002). Są laureatami Grand Prix 4. Międzynarodowego Konkursu Współczesnej Muzyki Kameralnej im. Krzysztofa Pendereckiego. Występowali razem z Bobbym McFerrinem, Tomaszem Stańką i Michałem Urbaniakiem. PICTURES FROM THE STREET - Teraz wiele zespołów przyznaje, że zaczynało karierę na ulicy - mówi Janusz. - To modne. Niektórzy dorabiają do tego filozofię - dwa razy wyszli na ulicę i uważają się za "streetowy band". Rudy grał na ulicy przez lat dziesięć, ja sześć. Jeździłem sam po Europie. Jesteśmy zespołem, który zaczynał swoją działalność i poznawanie muzyki, innej niż akademicka, na ulicy. To nic nie daje. Według mnie daje tylko poczucie, że potrafisz zarobić na kromkę chleba. Ile? Bardzo dużo. Historia Marcina jest odmienna: - Grałem flamenco z gitarzystami (Que Pasa). Spotykaliśmy masę ciekawych ludzi, czasem dziwnych. Ważne jest to, że nie obcuje się z akordeonistami, typowymi akordeonistami, którzy grają w szkole, tylko z gitarzystami zafascynowanymi Paco de Lucią czy McLaughlinem. Pod ich wpływem sposób grania na akordeonie kompletnie się zmienia. Uważam, że na ulicy nauczyłem się więcej niż gdziekolwiek indziej. - Przechodzą profesorowie z Akademii Muzycznej i rzucają pieniądze - śmieje się Rudy. - Graliśmy trzy lata na rogu Floriańskiej i Rynku. To naprawdę ruchliwe miejsce. Same znajome twarze, patrzą na mnie, a ja siedzę po turecku, z akordeonem na kolanach. Straszny obciach. Ale po takim obyciu nic nie może zaskoczyć przed koncertem. PLAY STATION - Nasza muzyka jest akustyczna, ale gramy również rzeczy kojarzące się z elektroniką. Nie robimy tego jednak na przekór - wyjaśnia Marcin. - Chcemy wydobyć nowe barwy z akordeonu. Cały czas szukamy. Teraz jest nam o wiele łatwiej, bo mamy nowe instrumenty. Dostaliśmy je od Instytutu Sztuki w Krakowie i Ministerstwa Kultury. Akordeon Pigini Super Sirius Millenium daje o wiele więcej możliwości niż jakikolwiek inny. Możemy pokazać barwy, efekty, które jeszcze nigdy nie były prezentowane. - "Play Station"? - podejmuje Rudy. - W pewnym momencie nasza wyobraźnia poszła w tym kierunku. Utwory, które powstawały, kojarzyły się nam z grami komputerowymi i ruszyliśmy w tę stronę. Utworów było coraz więcej. Zastanawialiśmy się jak nazwać płytę - jaka nazwa zepnie wszystkie kompozycje? Pewnego dnia, pamiętam, to był koncert w Indigo, przyszedł Jasiek i mówi: Słuchajcie, muszę wam coś powiedzieć! Płyta będzie nazywać się "Play Station". - To jest nasza najlepsza płyta, jeśli chodzi o dokonania dla instrumentu, dla naszego kochanego instrumentu - Janusz uśmiecha się łagodnie. - Udało nam się uwolnić od eksperymentów typowych dla muzyki ultra współczesnej. Finowie czy Amerykanie zastosowali już takie nowoczesne środki wyrazu jak akordeon na przesterach, akordeon midi czy akordeon w zestawieniu z syntezatorami, a my "po bożemu" zagraliśmy coś nowego, coś innego. Chcieliśmy odnieść się do tego, co nowoczesne. - Jeżeli chodzi o stronę techniczną płyty, o jej nagranie, udźwiękowienie, unikaliśmy pogłosów - rzeczowo wyjaśnia Marcin. - Staraliśmy się, żeby akustyczne brzmienie było bardzo syntetyczne. Akordeony, które słyszeliśmy dotychczas, były "spogłosowane", "kościelne". Chcieliśmy tego uniknąć, by muzyka kojarzyła się właśnie z elektroniką, z czymś co jest "future". Dlatego płyta jest syntetyczna, zwarta, skompresowana. Pytają nas: "Dlaczego to tak sucho brzmi?". Ten dźwięk uderza prosto w ucho, jakby akordeon był tutaj, przed oczami, jak monitor. - To nie jest atrakcyjne brzmienie - wtrąca Janusz. - Ludzie mówią, że ich to męczy. - Wszystko, wokół czego kręci się "Motion", to akordeon, chęć działania z tym instrumentem w inny sposób, niż czyniono to dotychczas, zmiana myślenia o akordeonie. Za dziesięć lat chciałbym, żeby mówiono o nas: "To byli ludzie, którzy w pewnym sensie zrewolucjonizowali akordeon. Poszli na całość, ale bez totalnej rewolucji, która od początku, od pierwszej płyty rozwali wszystko, wszystkie mity na temat akordeonu". Bez szoku, powolutku wkręcamy ludzi w nowe myślenie. Celem jest globalizacja cyji! - Motion oznacza ruch - Janusz wraca do pytania. - Większość ludzi zauważa u nas puls, rytmikę, ruch. Ktoś powiedział, że jest to kompilacja słów "Motion Pictures". Nasza muza to nasz film. Nie chcieliśmy, by nazwa zespołu miała w sobie akordeon. Inaczej, odwrotnie. Kiedyś była nazwa CPN i wszyscy wiedzieli, że chodzi o benzynę, było PKS - chodziło o autobusy i komunikację, PKP to pociągi, a "Motion" ma znaczyć akordeon. Dlatego akordeon za dziesięć lat to będzie "Motion" i wszystko, co się pojawi, będzie już wtórne, ponieważ, jeżeli chodzi o granie na samych akordeonach, podkreślam - akustycznie, bez żadnych efektów, to jesteśmy jedyni na świecie. Jest jeszcze Kimmo Pohjonen, który używa sampli, całego arsenału elektroniki. To nas jeszcze nie kusi. Może do tego nie dorośliśmy. Po co nam samplować, jeśli mamy wspaniałe instrumenty - "samplery akustyczne". Akordeon ma te dźwięki w sobie. Do czasu konkursu Pendereckiego był tylko jeden w miarę dobry utwór Mutta, napisany przez Yukkę Tiensuu na trzy akordeony. Na ten skład nic nie było pisane. A akordeon potrafi zagospodarować rejony, które obejmuje orkiestra kameralna! Ile mamy rąk! Ile mamy możliwości grania harmonicznego! RUCH BEZ GRANIC - Jesteśmy trendy bez trendy - śmieje się lider Motion Tria. - Bo trendy jest teraz akordeon. Zaczęto zwracać uwagę na ten instrument, bo nie jest wyświechtany. Jesteśmy dziećmi tego sukcesu. Kronos Quartet stworzył wiele rzeczy, w tym wiele złych, ale przede wszystkim stworzył ideę klasycznego skądinąd zespołu, który potrafi się bawić w rzeczy nieklasyczne: w Afrykę, Azję, muzykę współczesną, muzykę filmową. Takie ma być Motion - totalnie otwarte. - Odbiorca? - zastanawia się Wojtarowicz. - Jest teraz tendencja, żeby grać muzykę w sposób wyluzowany, bez przeżycia, bez romantyzmu, bez rozdzielania artysty, jako pewnego rodzaju sacrum, od "profanum", które ma siedzieć i słuchać - "ja jestem artysta i zaraz tu będę prezentował sztukę" - nie! Trzeba dotrzeć do człowieka ze swoją muzyką, a nie zamykać się w bunkrze inności. - Zauważyliśmy ostatnio, co nas cieszy, zainteresowanie naszą muzyką wśród ludzi młodych - dodaje z powagą Rudy. - Bardzo nam zależy, by do nich docierać. Tworzymy teraz nowy program dla "młodych gniewnych", którzy znają się na muzyce. - Niszowość? - Janusz nie kryje niechęci. - Artyści często skazują się na niszowość: "MY tu będziemy śpiewać, MY jesteśmy tak bardzo inni". Motion myśli inaczej, pyta: "Kim jesteśmy?". Jesteśmy najpierw ludźmi, potem muzykami, potem akordeonistami. Na bazie tej trójcy musimy wybudować cały świat. Sami piszemy kawałki. I w tym momencie szukaj człowieku siebie! Przyjmujemy to, co daje życie. Przyjmujemy i czekamy pracując. Rozwój wydarzeń ma się układać pod nasze dyktando, naszej świadomości muzycznej, a nie pod dyktando całej "zawieruchy". Ubieramy się sami, u dobrych krawców, do których mamy zaufanie, ustalamy własny wizerunek, ustalamy zdjęcia, ustalamy własne brzmienie płyt, sami je produkujemy. W tym momencie mamy poczucie, że wszystko, co od nas wychodzi, jest kwestią Motion Team. Założyliśmy własne wydawnictwo Acordeonus Records. To daje niezależność. Dążymy by zaakceptowano nasz sposób myślenia o muzyce. Nie może być odwrotnie, bo Motion gra swoją muzykę - to nasze pierwsze "przykazanie boskie" i koniec! RECITAL - Płytą "Play Station" chcieliśmy udowodnić, że artysta najpierw powinien umieć grać. Umiesz grać, to baw się - pointuje Janusz. - Muzyka eksperymentalna jest w większości zagospodarowywana przez artystów, którzy nie potrafią grać, więc szukają swojego miejsca w sztuce albo przez skandal albo przez przypadek. Motion nie poszło na skróty. Nagraliśmy "Pictures From The Street" i zaraz był konkurs Pendereckiego, potem nagraliśmy "Play Station". Wygranie konkursu wzbudziło szacunek dla naszych osób i otworzyło furtkę na eksperymenty. Docenili nas ludzie z czternastu krajów, wykształceni, nie tak jak my "wywaleni" z Akademii Muzycznej. Ale włożyliśmy w to piekielnie dużo pracy. Teraz chcielibyśmy, by Penderecki napisał dla nas utwór. Napisała dla nas Marta Ptaszyńska (szefowa Departamentu Muzyki Uniwersytetu Chicago, gdzie mieliśmy zaszczyt prowadzić wykłady w zeszłym roku). Napisał Zbigniew Bargielski (wykładowca Akademii Muzycznej w Grazu), napisał Gordon David (kompozytor, pracownik Uniwersytetu Chicago). Szukamy kompozytorów. Rozmawialiśmy z Markiem Stachowskim, rektorem krakowskiej Akademii Muzycznej. Zbieramy materiał na najnowszą płytę. Będzie się nazywać "Recital" i będzie to współczesna muzyka napisana dla Motion Trio. Chcemy, by kompozytorzy zainteresowali się akordeonem. Po wygraniu konkursu poznaliśmy wielu ludzi ze środowiska zupełnie nie zagospodarowanej w Polsce muzyki współczesnej, elitarnej - tej, która tak naprawdę wyznacza nowe trendy. Ci muzycy są "szarymi eminencjami". W zaciszu swych gabinetów, mając wielką wiedzę na temat muzyki, tworzą rzeczy, które później ktoś inny przekłada na bardziej komercyjną wersję. I cała sława spływa na tego drugiego. My też jesteśmy trochę takimi "hienami". - Kiedyś ja przynosiłem kawałki - wspomina Wojtarowicz. - Od pewnego czasu komponujemy wspólnie. To przynosi najlepsze efekty. Nie ma poczucia wyraźnego liderowania. Czerpiemy od siebie nawzajem. Służymy muzyce. Tworzymy na próbach. A jak powstają utwory? Przychodzimy na próbę i gramy - Janusz szuka w pamięci. - Wiele utworów powstało w ten sposób, że ktoś chciał zamknąć miech od akordeonu i nacisnął coś przypadkowo. Najlepsze kawałki zrodziły się w najmniej oczekiwanych okolicznościach. YOU DANCE - Czy utwór z bitem jest na serio? - wyzwanie podejmuje Rudy. - Ważne jest to, czy się podoba. Graliśmy go wszędzie: w klubach, w kościołach, w Filharmonii Narodowej podczas spotkania z muzyką współczesną, gdzie grali laureaci konkursu Pendereckiego i wszędzie wzbudził wielkie emocje. Także u mistrzów kompozycji! - Nasze umiłowanie do techno jest znane - śmiało rzuca Janusz. - Tak samo do heavy metalu. Gdy gramy kawałek, który kiedyś nazywał się "Metal", a teraz nosi tytuł "Seed II", podchodzimy do niego, jakbyśmy grali tylko i wyłącznie metal. I tylko wtedy ten utwór brzmi. Gdy zaczniemy pokazywać: "O! Patrzcie, my tutaj naciśniemy te guziki", wtedy się nie uda. Tak samo jest, gdy gramy "You Dance", które jest rozbiciem schematu. Teraz siedzimy w Alchemii na Kazimierzu. Wszyscy myślą, że jak kultura żydowska, to zaraz cierpienie. Cały świat kojarzy muzykę klezmerską z sytuacją, która miała miejsce podczas II wojny światowej. Natomiast muzyka to coś zupełnie innego, dlatego wzięliśmy żydowski temat, przerobiliśmy na techno i nazwaliśmy go You Dance. Zawsze boimy się grać ten utwór, ale wszyscy go chcą, i ci poważni, i ci niepoważni. Dlatego nie ma żartów w naszej muzyce. - Nie zrywamy z tradycją - obrusza się Janusz. - Dlaczego jest tam temat żydowski, taki jaki można by zagrać w każdej kapeli klezmerskiej? Mówiono "żart Motion Trio", bo ktoś słyszał "Sacrum, Profanum". I już jest schemat - przychodzi poważny artysta i gra poważną muzykę. Chcemy zaskakiwać na naszych koncertach. Niekoniecznie ekscentrycznym zachowaniem na scenie, ale chcemy zachowywać się ekscentrycznie poprzez nasze dźwięki. Z pytania "czego słuchasz?" Rudy nie jest zadowolony: - Nie wiem. Nie ma czegoś takiego. Wszystkiego słucham. Wszystkiego, co jest dobre i wzbudza emocje. Słucham disco polo i heavy metalu. To nie żart. Po kilku hucznych sobotach świetnie było obejrzeć sobie rano "Disco Relax". - Uwielbiamy disco polo! - wykrzykuje Janusz. - Wiesz, bo my jesteśmy trochę wieśniakami. (głośny śmiech) Pochodzimy z małych miejscowości, gdzie nic mnie tak nie cieszyło jak pójście na kiełbasę na stadion, na festyn, gdzie nikt nie grał wydumanych piosenek Wilków, ale zupełnie niemęczącą muzykę, tak że można było "potupać". Chodzi o miejsca, gdzie było nam dobrze. Z tym kojarzy nam się muzyka. Z brakiem poczucia ciągłej walki artystów między sobą. Nie tworzymy żadnej bohemy. Po prostu - kochamy grać na akordeonie, kochamy wielość, nie chcemy być modni, nie chcemy być trendy, nas to zupełnie nie interesuje. Nikt nas nie będzie kreował! IMPROWIZACJA - Improwizacji jest dużo i niedużo - Janusz waha się. - Generalnie nie jesteśmy zespołem, który czerpie z jazzu. Nie przeszliśmy żadnej szkoły jazzowej, skale jazzowe znamy - ot, tak sobie. Ale z drugiej strony "Czeczenia" to improwizowany utwór. Tam nie ma zapisanych, konkretnych dźwięków. Natomiast "Game Over" to utwór oparty na jednym riffie Rudego, gdzie Dzidek tylko i wyłącznie improwizuje, gra swoją gierkę. To jego przeżycie i cztery minuty zabawy. - Jesteśmy improwizatorami, ale w naszej muzyce nie ma miejsca dla stricte jazzowej improwizacji - dodaje Marcin. - Nie gramy jazzowych dźwięków. Generalnie nasza muzyka jest zapisana w nutach. I Wojtarowicz: - Pragniemy grać z takimi muzykami jak Tomasz Stańko czy Bobby McFerrin, bo oni mając wrodzony dar do genialnej improwizacji, mogą używając naszej muzyki, pokazać inne jej rejony. Możemy się "rozszerzyć" w naszych dźwiękach, zainspirować. Natomiast nigdy nie będziemy się silić na zabawę typu - teraz Rudy gra riff, a Jasiek improwizuje, bo to byłaby tragedia. Swoje solówki wypracowujemy. Znamy muzykę i w jej różnorodności szukamy inspiracji dla siebie, czerpiąc z muzyki współczesnej, klasycznej, z baroku, może nie z folku, ale z jazzu, rocka, metalu, techno, house, disco polo. Potem bierzesz akordeon i wypływa dźwięk. I już nie wiesz skąd się wziął, ale jest świetny. BĘDZIEMY BOGACI - Żyjemy z akordeonu - przyznaje Janusz. - Trzeba się naharować, ale da się. Za jakiś czas udowodnimy wszystkim, że da się z tego żyć bardzo dobrze. Motion to kiedyś będą bardzo bogaci ludzie. Bogaci nie w finanse, ale bogaci dlatego, że spotkali i poznali tego, tego i tego. Rozglądamy się, szukamy nie tego, co jest modne, ale tego, co nas fascynuje. Z drugiej strony nie chcemy być ludźmi biednymi w sensie finansowym, ponieważ brak pieniędzy determinuje ludzi do szukania zarobku, a nie do działania w muzyce. Dlatego powstał Motion Team - profesjonalne podstawy do działania grupy, profesjonalne zarządzanie firmą Motion Trio, głównie poprzez Internet. Dzięki temu możemy sobie dobrze radzić bez działania managementu. C.D.N. - Co dalej? - W oczach Janusza zapalają się iskierki. - Gramy pięć koncertów z rzędu w Wiedniu, w Birdland, nowo otwartym klubie Joe Zawinula, od 21 do 25 września. Pierwszy dzień: nasza muza kościelna - "Sacrum, Profanum", drugi: muzyka współczesna napisana dla Motion, trzeci: muzyka uliczna - "Pictures From The Street" - na starych akordeonach, w innych ciuszkach, czwarty: występ z gwiazdą - być może Tomasz Stańko, piąty - Motion z bębnami. Współpracujemy z Arturem Malikiem. Ćwiczymy tutaj, w Alchemii. Chcemy dać słuchaczom odetchnąć od trzech akordeonów i pozwolić posłuchać naturalnego bębna, lekko spreparowanego poprzez trigery. Bo pragniemy grać koncerty klubowe - ludzie na stojąco i my. Wszystko trzeba przeżyć - my chcemy przeżyć zasapanych gości w przepoconych koszulkach, którzy będą się doskonale bawić przy naszej muzyce, ale na poziomie od You Dance w górę. Jeszcze w tym roku będziemy grać w dziesięciu krajach. Jedziemy na Ukrainę, potem prawdopodobnie do Stanów, Francji, Rosji (na festiwal muzyki nowej Alternativa Festival), Portugalii. Chcielibyśmy też zagrać na Warszawskiej Jesieni. Asia Wojdas

JOANNA WOJDAS
  • autor tekstu: JOANNA WOJDAS