Cookie Consent by Free Privacy Policy Generator
Ten tekst przeczytasz w: 3 min. 3 sek.

GRAĆ MIMO TRZĘSIENIA ZIEMI

Lecieliście do Tokio z jakąś obawą...

- Nie, chociaż organizatorzy kolejnej edycji festiwalu La Folle Journee, elegancko wyprzedzając ewentualne obawy zapraszanych artystów, z góry wykazywali zrozumienie, gdyby ktoś odmówił przyjazdu

Zarazem czuło się, że docenili to, że przylecieliśmy, że byliśmy z nimi. Bo bez wątpienia tragedia, jaka spotkała ostatnio ten kraj, osłabiła jego turystyczną atrakcyjność. Samolot miał dwie trzecie wolnych miejsc.

- W Tokio, gdzie spędziliście tydzień, widzieliście następstwa trzęsienia ziemi?

- Tokio się w ogóle nie zmieniło. Wbrew niektórym sensacyjnym relacjom nie dostrzegliśmy najmniejszych śladów trzęsienia. Podobnie bezpieczny, o czym wiedzieliśmy już wylatując z Polski, jest poziom skażenia. Rozbawiły nas informatory, jak się zachować, gdyby doszło do trzęsienia ziemi podczas koncertu. Jak radzono, nie należy wpadać w panikę, można też dokończyć utwór, o ile nie jest zbyt długi. Były też rysunki wskazujące, by nie chować się pod fortepianem. Serio mówiąc, widać, jak wysokie standardy bezpieczeństwa obowiązują w tym kraju. Oczywiście czuje się w Japończykach echa, przeżytej traumy. Gdy podczas konferencji prasowej wspomniałem, że braliśmy udział w warszawskim koncercie na rzecz ofiar katastrofy w Japonii, wywołało to brawa i poruszenie.

- Pomówmy o artystycznej stronie tego wyjazdu.

- Spędziliśmy w Tokio tydzień, dając siedem koncertów w ramach kolejnej edycji festiwalu La Folle Journee, który w związku z trzęsieniem ziemi i niepewną sytuacją został w tym roku nieco ograniczony. Tym większy zaszczyt dla nas, że zostaliśmy zaproszeni. Wykonywaliśmy głównie muzykę Liszta i Brahmsa, ale również nasze kompozycje. I oczywiście Chopina, uwielbianego tam niezmiennie. Nieskromnie powiem, że wszystkie koncerty kończyły się owacją na stojąco. Podczas jednego z nich - dla 1200 dzieci i ich opiekunów - prowadzonego przez któregoś z najsłynniejszych prezenterów tamtejszej telewizji, który opowiadał o akordeonie - absolutną furorę zrobił "Game over" Pawła Baranka. Z radością też zobaczyliśmy w sklepie z festiwalowymi gadżetami mały akordeon, wprawdzie chińskiej produkcji, niemniej jednak. Widać nasza obecność na tym festiwalu, a byliśmy jedynymi akordeonistami, rozsławia i ten instrument.

- Na tym festiwalu byliście już rok temu.

- Powiem tak; byliśmy dopiero drugi raz i tym bardziej zaskoczyło nas ogromne zainteresowanie naszym zespołem, czego dowodem był tłum na konferencji prasowej, oraz dwa spotkania z fanami, podczas których ponad godzinę podpisywaliśmy płyty. Zresztą nie tylko; po raz pierwszy składaliśmy autografy także na I-phonach i telefonach komórkowych. Poza tym naszymi płytami zainteresował się japoński dystrybutor King Internatonial, co jest dla nas tym bardziej miłe, że rozprowadza on na tamtym rynku płyty Michaela Nymana, z którym wydaliśmy płytę dwa lata temu - jest tam ogólnie dostępna.

- Za rok znowu Japonia?

- Dostaliśmy już zaproszenie na kolejny festiwal, który oczywiście w styczniu poprzedzi jego francuska edycja, bo to w Nantes wszystko się zaczęło. A na przełomie września i października dokona się po raz drugi w Warszawie polska odsłona festiwalu. Nawiązaliśmy również kilka fantastycznych kontaktów z orkiestrami, m.in. z Japonii, tak więc pewnie będziemy tam wracać.

- Przed Motion Trio kolejne wojaże...

- Niestety, na trzy tygodnie przed planowanymi koncertami w Indiach dowiedzieliśmy się, że nasz przyjazd, organizowany przez ambasadę polską, został przesunięty o kilka miesięcy. Na pewno natomiast damy koncerty związane z polską prezydencją w Unii Europejskiej - w Rzymie, w Berlinie, a pomiędzy nimi 1 lipca w Brukseli, podczas oficjalnej inauguracji naszej prezydencji. Zagramy między innymi "Rapsodię węgierską" Liszta, bo wszak Polska przejmuje przewodnictwo w Radzie Unii Europejskiej od Węgrów.

Rozmawiał WACŁAW KRUPIŃSKI

WACŁAW KRUPIŃSKI
  • autor tekstu: WACŁAW KRUPIŃSKI